Do wszystkiego podchodźmy z rozwagą, rozsądkiem i umiarem, a przede wszystkim nauczmy się oceniać dalekosiężne skutki. Środowiska LGBT+ muszą zrozumieć, że nie są grupą szczególnie uprzywilejowaną, a z ich miłości kolejnego pokolenia Polaków nie będzie - nawet najbardziej wyimaginowana polityczna poprawność tego nie zmieni, albowiem fakt jest faktem.

Środowiska LGBT+ chcą być grupą szczególnie uprzywilejowaną, lecz nawet najbardziej wyimaginowana polityczna poprawność nie zmieni faktu, że z tych związków kolejnego pokolenia Polaków nie będzie.


Prawda o ideologii mocno boli środowiska, które chcą wmawiać społeczeństwu, co jest dziś normalnością. Kiedy w opinii publicznej pojawiają się głosy o tym, że ruch LGBT+ jest ideologią próbującą narzucić swój światopogląd, to od razu z ich strony przychodzi zaprzeczenie, że jest to tylko głoszenie haseł wolności, równości i prawa do wolnej miłości, a tak naprawdę pod płaszczykiem źle pojętej tolerancji próbują dokonać przewrotu moralności i tradycyjnych wartości społecznych. Zasłaniając się tolerancją żądają pełnej akceptacji, a nawet szczególnych uprawnień. Wbrew prawom natury chcą uznania małżeństw jednopłciowych, prawa do adopcji dzieci i uznania ich roli rodzicielskiej w społeczeństwie. Człowiek nie ma zdolności agamicznych (rozmnażania jednopłciowego), więc dlaczego środowiska LGBT+ mają mieć przywileje, które dotyczą prokreacji - małżeństwa i rodzicielstwa. Problemem jest obecnie duża agresja tych środowisk. Na jakiekolwiek słowa krytyki reagują wręcz brutalnym atakiem słownym, odsądzając krytyków od czci i wiary, chcąc rozpętać w Polsce wojnę ideologiczną. Ten zgubny wpływ na debatę publiczną zdążył już wypaczyć ją do tego stopnia, że wszelkie próby merytorycznej polemiki są już atakowane, a całą uwagę poświęca się fałszywie pojętej tolerancji i roszczeniom ruchu LGBT+, który stosuje ostracyzm społeczny za każde słowo według nich nieprzychylne nazywając homofobem, nacjonalistą czy faszystą - ot i cała argumentacja tego środowiska.

Dostrzegam poważne zagrożenie w ideologicznej ofensywie środowisk LGBT+ (m.in. gender), które nie cofają się przed niczym, by narzucać innym swój punkt widzenia. Doświadczenia zachodniej Europy pokazują dobitnie o jaką „tolerancję” chodzi. Kilka faktów. W Londynie 10-letnia dziewczynka była trzymana kilka godzin w osobnej sali i została zawieszona w prawach ucznia za sprzeciw wobec uczestnictwa w zajęciach z okazji „miesiąca dumy gejowskiej” w jednej ze szkół. Z innej szkoły, tym razem szkockiej, wyrzucono ucznia za słowa wypowiedziane podczas lekcji, że istnieją tylko dwie płcie. Widzimy i mamy świadomość, że zignorowanie tej ofensywy przez odpowiednie instytucje jest niebezpieczne dla wszystkim grup społecznych i grozi terrorem ideologicznym na niespotykaną dotąd skalę. U nas też trwa ta ofensywa. Ostatnim przykładem jest pracownik IKEI, który stracił pracę za swoje tradycyjne chrześcijańskie przekonania, czy chociażby ks. abp. Marek Jędraszewski, który miał odwagę publicznie bronić Ewangelii, mówiąc tylko to, co jest napisane w Piśmie Świętym, a nawet w naszej Konstytucji, tak ochoczo bronionej przez te środowiska. Rodzina to jest kobieta i mężczyzna, inne konfiguracje osób mogą tworzyć jedynie coś na wzór „rodziny”. Lecz ofensywa LGBT+ jest zdeterminowana, by narzucać innym siłą swój punkt widzenia. Paradoksem jest to, że mimo, iż żądają tolerancji i zrozumienia dla siebie, sami nie są tolerancyjni dla innych chociażby katolików w sposób okrutny i obsceniczny atakując chrześcijańskie symbole religijne czy hejtując i usiłując przeforsować całkowicie odmienny model rodziny i rodzicielstwa, skrajnie niebezpieczny dla uniwersalnych wartości. Tego bagatelizować nie można, albowiem ustępując nawet w drobnej sprawie tworzy się pole do kolejnych ustępstw, co będzie pociągało poważne konsekwencje dla całego społeczeństwa.

Co do ataku na tradycyjną formę małżeństwa i rodzicielstwa - trzeba twardo powiedzieć non possumus. Są to instytucje chroniące przetrwanie społeczeństwa i narodu nadrzędną następowalność pokoleń i zachowanie tożsamości. Zrównanie z nimi w prawach bezowocnego jednopłciowego konkubinatu czy innej formy związku oznacza po prostu rozsadzenie całego społecznego porządku, wywiedzionego jeszcze z prawa rzymskiego.

Na szczęście w przeciwieństwie do "postępowego" Zachodu odreagowującego nieudane szaleństwa wiktorianizmu i purytanizmu oraz wojen religijnych, my Polacy zawsze mieliśmy do spraw obyczajowych zdrowe podejście i racjonalny stosunek - teraz też nie dajmy się zwariować, choćby za LGBT+ stała cała postępowa Europa.

Poza tym według mnie ta nakręcona spirala nienawiści nie sprzyja także samemu środowisku homoseksualistów, które chciałoby przekazać ogółowi społeczeństwa jedynie to, że są takimi samymi ludźmi jak inni, równie wartościowymi, równie godnymi zaufania i mogącymi być tak samo jak heteroseksualiści pracownikami, przedsiębiorcami, szefami, którym można tak samo ufać. Tymczasem cały ruch LGBT+ i walka z homofobią idzie w dokładnie przeciwnym kierunku. Nachalne epatowanie swą odmiennością i prowokowanie, wszechobecna obscena, parodiowanie strojów liturgicznych i ceremonii religijnych czy nawet sparafrazowanie na transparencie sławnego patriotycznego cytatu Romana Dmowskiego "jestem pedałem i mam pedalskie obowiązki" daje jasny sygnał, że środowiska LGBT+ nie chcą poważnej dyskusji, wolą organizować parady równości, które zamieniają się w parady wyższości, na których prezentują dumę z faktu bycia dziwadłami, i czując się lepszymi od normalnych ludzi. Rozzuchwalają się oni w niszczeniu tradycyjnych wartości, kpiąc z nich, chcą by podziwiać ich rzekomą odwagę, w przeciwnym wypadku grożąc sankcjami postępowej Europy. Warto dodać, że właśnie ta postępowa, otwarta, rzekomo tolerancyjna (ale tylko dla odmienności) zachodnia Europa ma dzisiaj olbrzymi problem z tożsamością. I nie chodzi tu wcale o homoseksualistów ani o ich "równouprawnienie". Tu chodzi o pogardę dla uniwersalnych wartości, co jest skutkiem właśnie triumfu w tych krajach ideologii LGBT+.

Warto też zwrócić uwagę na postulaty tego środowiska, które gdy je przeanalizować okazują się jedynie pustymi hasłami. Według ich propagandy, walczą o stan enigmatycznie zwany "równouprawnieniem". Ruch LGBT+ sporządził pulę skarg oraz zażaleń. Postulują dla przykładu zakaz "dyskryminacji" w zakładach pracy – co nie jest prawdą, bo prawo pracy zabrania dyskryminacji ze względu na "orientację seksualną". Za sytuacje naturalne należy uznać sytuacje, gdy ktoś nie chce by w jego sklepie pracowała osoba o odmiennych poglądach, to ma prawo jej nie zatrudniać. Innym postulatem jest możliwość dziedziczenia po homoseksualnym partnerze – kolejny wyssany z palca problem, bowiem zapis w testamencie jest całkowicie wystarczający do przekazania majątku wyłącznie partnerowi. Podobnie jest też z wzięciem kredytu – prawo nie zabrania bowiem komukolwiek zaciągania wspólnego kredytu. LGBT+ skarży się też, że nie mogą się nawzajem odwiedzać w szpitalach. To kolejna nieprawda, bo każda dorosła osoba może upoważnić inną dorosłą osobę do uzyskiwania informacji o jego stanie zdrowia. Można by tak wyliczać wiele takich przykładów. Trzeba jednak zauważyć, że między bzdurnymi postulatami środowisk LGBT+ prześlizgują się postulaty czysto socjalistyczne. Przykładem jest walka o prawo do zasiłku opiekuńczego z tytułu opieki nad chorym partnerem i prawa do zwolnienia lekarskiego na czas choroby partnera, jak również rozliczanie się z podatku dochodowego na zasadach przewidzianych dla małżeństw. Chcą zatem w swej roszczeniowej postawie zwiększać redystrybucję dóbr na swoją korzyść. Najbardziej niebezpiecznym z postulatów LGBT+ jest jednak zrównanie tradycyjnego modelu rodziny i doprowadzenie nie tylko do legalizacji "małżeństw homoseksualnych" ale również adopcji dzieci. Co do samych "związków partnerskich" czy nawet tych pseudomałżeństw, problemem jest nie tylko zniesmaczenie, ale przede wszystkim brak niezbędności istnienia prokreacji. Jest to tylko wytrych umożliwiający parom homoseksualnym adopcję dzieci, co jest skandaliczne i niedopuszczalne. Wszelkie debaty nad tym pomysłem winny być uznawane za groźne i z zasady odrzucane. Trzeba podkreślić, iż "wychowywanie" dzieci przez osoby homoseksualne może mieć katastrofalny wpływ na ich psychikę, powodując często rozchwianie emocjonalne i tożsamościowe. Wszelkie bowiem społeczne wzorce zachowań zależą od okoliczności wychowania młodego człowieka, o czym mogę jako nauczyciel zaświadczyć. W mojej opinii nie trzeba się bać konsekwencji głoszenia uniwersalnych, tradycyjnych wartości. Jest to nasz obowiązek, tym bardziej, że ekspansja LGBT+ wyszła już daleko poza zdrowy rozsądek.

Ale odstawiając na bok emocje, trzeba też wiedzieć, że homoseksualizm jest parafilią seksualną. W głowach ludzi, którzy nie mieli wcześniej styczności z tym tematem pojawia się zapewne pytanie cóż się takiego wydarzyło, że w ostatecznym stanowisku WHO wykreśliła homoseksualizm z listy zaburzeń psychicznych? Jest to częsty argument środowisk LGBT+, mający wskazywać na pełnię ich zdrowia i całkowitą normalność. Niestety, jeżeli przyjrzymy się całej historii jaka miała miejsce w 1974 roku będziemy mogli zrozumieć, że to sławetne wykreślenie, nie miało nic wspólnego z żadnymi badaniami, a nastąpiło na skutek wzrastających nacisków właśnie ze strony aktywistów LGBT. Dzięki tej atmosferze jeden epizod z dziejów współczesnej psychiatrii uzyskał legalny status i został opisany. W korespondencyjnym głosowaniu z roku 1974 członkowie Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego (APA) przegłosowali - niewielkim marginesem głosów - usunięcie homoseksualizmu ze swego katalogu zaburzeń psychicznych. Głosowanie poprzedzone było szalonym, a czasem brutalnym lobbingiem. Spotkania stowarzyszenia były szturmowane przez aktywistów Gay Liberation Front (GLF). Podczas kongresu przemówił przebrany i zakryty kapturem "Dr Anonymous", który zadeklarował, że jest gejem i zakomunikował, że ponad 200 innych członków APA też jest gejami, w ten sposób niejako grożąc ich ujawnieniem. Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) jako pierwsze wykreśliło homoseksualizm z listy chorób psychicznych. Warto wspomnieć, że już samo demokratyczne głosowanie w sprawie uznania danej teorii naukowej wydaje się być co najmniej dziwne. Przez trzy lata obrad APA w tej sprawie, psychiatrzy byli naciskani. Podsumowując tą kwestię trzeba wskazać, że w wyniku zmasowanego lobbingu i zastraszania, usunięto homoseksualizm z listy chorób psychicznych, a w ślad za nimi poszło WHO. Czyż nie jest to hipokryzją powoływać się na naukę w takich okolicznościach.

Środowiska LGBT+ bronią swoich postulatów wskazując na przykład na naturalność homoseksualizmu. Deklarują, że zjawiska homoseksualne bywają także w królestwie zwierząt. Porównywanie człowieka do zwierzęcia już niejako dyskredytuje środowiska homoseksualne w oczach ludzi poważnych. Moja odpowiedź jest prosta – owszem, homoseksualizm jest naturalny, tak jak każda inna choroba. I faktycznie, homoseksualizm wśród zwierząt istnieje tak jak kanibalizm i zabijanie potomstwa, choć nie jest zjawiskiem częstym i nie występuje w naturze z powodu takich samych pobudek jak w przypadku ludzi. Niepoważnym jest również niejednokrotnie powtarzany przez przeciwników normalności tekst, mówiący, że homoseksualizm zaobserwowano u ponad 1500 gatunków zwierząt, a "homofobię" tylko w jednym. No cóż, zachorowalność np. na wściekliznę zaobserwowano u wszystkich gatunków ssaków, a HIV tylko u jednego. Mówię to raczej w tonie żartobliwym, bo nie przywykłem prawdę mówiąc do porównywania człowieka do zwierzęcia. Co do samej Matki Natury, czy aby na pewno popiera ona homoseksualne związki? Czy jest to zgodne z jej prawami? No cóż, gdyby nie popierała, to zapewne zesłałaby na homoseksualistów jakąś śmiertelną chorobę, która by ich zdziesiątkowała. Och… zapomniałem, no tak… wspomniany wcześniej wirus HIV. Co ciekawe, pierwotną nazwą choroby roznoszonej wirusem HIV, a dzisiaj zwaną AIDS było GRID z angielskiego "Gay-Related Immune Deficiency", czyli po polsku "Zespół Niedoboru Odporności Gejów" - jakże wymowna była to nazwa. Matka natura jednak nie przewidziała wszystkiego. Nie przewidziała, że homoseksualiści są w kręgu zainteresowania biseksualistów, którzy nie przepuszczą okazji nawet osobą heteroseksualnym i tak doszło do wtórnych zakażeń tym wirusem, a w konsekwencji zmianą nazwy tej choroby na AIDS (od ang. acquired immunodeficiency syndrome lub acquired immune deficiency syndrome - w tłumaczeniu na polski: zespół nabytego niedoboru odporności, lub zespół nabytego upośledzenia odporności). Zainteresowani znajdą na ten temat wiele informacji w publikacjach medycznych. Nie będę więcej się rozpisywał.

Podsumowując należy zaznaczyć, że społeczność LGBT+ to nie tylko parady, ale także wyjątkowo niebezpieczna ideologia. Specjalne przywileje dla tej grupy to chyba coś więcej niż nieporozumienie.

Do wszystkiego podchodźmy z rozwagą, rozsądkiem i umiarem, a przede wszystkim nauczmy się oceniać dalekosiężne skutki. Środowiska LGBT+ muszą zrozumieć, że nie są grupą szczególnie uprzywilejowaną, a z ich miłości kolejnego pokolenia Polaków nie będzie - nawet najbardziej wyimaginowana polityczna poprawność tego nie zmieni, albowiem fakt jest faktem.