Populizm sobotniej konwencji przejdzie do kanonów nauk politycznych i publik relation jako przykład manipulacji wyborczej i gry niedopowiedzianych słów. Słowa podczas tych konwencji były najważniejszym elementem układanki wyborczej. Dlaczego? Ponieważ obraz, kolory i świecidełka działają tylko na krótki czas, a słowa zmuszają do analizy i szczegółowego rozważenia. Sobotnie konwencje PiS i PO były przede wszystkim pojedynkiem na programy. Gdyby był to pojedynek na obietnice bez wnikania w szczegóły wygrałaby z pewnością Platforma, bo zaskoczyła zapowiedzią likwidacji składek na ZUS i NFZ. Z pewnością liczono, że będzie się o tym mówiło bez racjonalnego i rzeczowego podejścia, a jednak tak nie będzie. Ponieważ, zbyt długi czas pozostał do niedzieli wyborczej 25 października 2015 - ponad półtora miesiąca. Przejdźmy do analizy merytorycznej początku tego wyścigu. Platforma w pojedynku na konwencje minimalnie wygrała, tylko że to wygrana pozorna i na krótki czas, która nie zmienia przebiegu kampanii. Wchodząc w szczegóły obietnic zaproponowanych przez PO okazuje się, że nie są to żadne rewolucyjne zmiany, a jedynie księgowe zabiegi i sztuczki. Premier Ewa Kopacz (PO) zapowiedziała m.in. likwidację składek na ZUS i NFZ oraz tzw. "umów śmieciowych", wprowadzenie jednolitej 10 proc. stawki podatku PIT i minimalnej płacy godzinowej nie mniejszej niż 12 zł. Z kolei Beata Szydło (PiS) zapowiedziała leki dla seniorów za darmo, minimalną godzinową stawkę za pracę 12 zł oraz wprowadzenie podatku bankowego i opodatkowanie sieci wielkopowierzchniowych. Pakiet projektów PiS dotyczący przedsiębiorców przewiduje, że małe firmy mające obrót roczny do 1,2 mln euro objęte byłyby 15 proc. stawką CIT, a dla rolników zmiany w ubezpieczeniach. Propozycje PiS zakładają też w zakresie amortyzacji m.in., możliwość odpisania w ciągu roku kosztów poniesionych na inwestycje oraz podwójną ulgę inwestycyjną dla firm wprowadzających nowoczesne, polskie technologie. PiS chciałoby również zmiany ustawy o zamówieniach publicznych, aby znalazł się w niej zapis o obowiązku wykonywania minimum 40 proc. inwestycji przez rodzime, miejscowe firmy. W przypadku przedstawionych propozycji przez Beatę Szydło (PiS), nie ma tutaj mowy o zabiegu marketingowym - zaprezentowała program PiS, który jest ogólnie znany - sukcesywnie i wielokrotnie był tłumaczony oraz wyjaśniany chociażby w mediach podczas programów publicystycznych. Natomiast Premier Ewa Kopacz (PO) zapowiedziała w sposób rewolucyjny zmiany wywołując ogólne poruszenie - zlikwidować składki na ZUS i NFZ oraz wprowadzić jednolity 10 proc. podatek PIT. I na tym zatrzymajmy się, albowiem jakże zaskakujące są pomysły reform zgłoszone przez Platformę. Tutaj pojawia się problem natury wiarygodności. Wracając do wyborów 2007 i 2011, Platforma deklarowała też, że wprowadzi pakiet liniowy 3x15, a już na pewno nigdy przenigdy nie podniesie podatków. Po wyborach 2007 zapomniała o projekcie 3x15, a po 2011 podniosła podatki. Trzeba też podejść racjonalnie oraz uczciwie do rozwagi i świadomości Polaków, a tu nagle mówi się o bardzo spektakularnych zmianach. Taka zapowiedź w pierwszym kontakcie oszałamia, po niedługim czasie staje się pustym hasłem i obietnicą wyborczą bez pokrycia, ale po uzyskaniu dodatkowych informacji okazuje się oszustwem i zabiegiem wyłącznie socjotechnicznym spotykanym w ostatnim etapie kampanii wyborczej, kiedy nie ma już czasu na spokojną, merytoryczną debatę a tym bardziej na analizy. Moim zdaniem konwencja Platformy była ukierunkowana na odzyskanie utraconego elektoratu i tutaj pojawia się kolejne pytanie. Jak wiele w ostatnim czasie Platforma musiała utracić poparcia... Szczerze powiedziawszy to, co zaproponowała Premier Ewa Kopacz (PO) nie ma nic wspólnego z rozwiązaniem systemowym - jest tylko drobną zmianą sposobu księgowania i sposobnością na likwidacje kwoty wolnej od podatku oraz innych ulg podatkowych...
Celem wyjaśnienia i uzupełnienia: Skupię się na rewolucyjnych obietnicach zaproponowanych przez PO. Przedstawione obietnice zmieniają sposób naliczania obciążeń, a wnioski po przeprowadzeniu symulacji rodzą jeszcze więcej pytań. Wyjaśniają natomiast milczenie Premier Ewy Kopacz w sprawie kwoty wolnej od podatku i ulg, albowiem przy zmianie sposobu księgowania, aby sumy się zgadzały i nie występował deficyt, kwota wolna od podatku tak jak pozostałe ulgi muszą ulec likwidacji. W pierwszym wyliczeniu w ogóle wychodzi kuriozalny wynik zaprzeczający wprowadzeniu takiego rozwiązania, ponieważ zwiększyłby się deficytu finansów publicznych o blisko 70-80 mld zł rocznie (obecnie w tym systemie wynosi on ok. 50 mld zł rocznie, więc po zwiększeniu wynosiłby łącznie ok. 120 mld zł rocznie). Na szczęście z pomocą przyszedł Minister Finansów Mateusz Szczurek (PO), który w chyba niechętnej rozmowie z jednymi mediami - ciągnięty za język - powiedział, cyt: "jednolity podatek PIT, który ma w sobie zawierać dotychczasowe składki ZUS i NFZ, ma wynosić w zależności od dochodów od 10 do 39,5 proc. Najniższa stawka tego podatku 10 proc. będzie obowiązywać dla osób najgorzej zarabiających i płynnie rosnąć do 39,5 proc. dla najlepiej zarabiających. Stawka podatku jest nieporównywalna z dzisiejszym PIT, zawierać ma w sobie wszystkie dotychczasowe składki, w tym ZUS i NFZ. W propozycji tej chodzi o aktywizację zawodową osób zarabiających najmniej, lub wyrwanie ich z szarej strefy, bo w myśl zapowiadanych zmian obciążenia podatkowe będą dla nich bardzo niskie, niższe niż dziś, czy w przypadku wprowadzenia kwoty wolnej od podatku, ponieważ często te osoby płacą bardzo mały PIT. To jest perspektywa. 2017 lub 2018 rok to realne terminy, w których ta zmiana, a raczej rewolucja podatkowa mogłaby wchodzić w życie. Na tym etapie jeszcze za wcześnie na dalsze szczegóły..." - a więc nie jest to podatek liniowy 10 proc. dla wszystkich, a progresywny od 10 do 39,5 proc. W kontekście tej propozycji wyciągnąć można wniosek dotyczący przyszłości kwoty wolnej od podatku, kwoty zmniejszającej podatek, które wpływały na wynik symulacji zwiększając deficyt finansów publicznych. Tu nasuwa się przypuszczenie (zwłaszcza w przypadku użycia określenia "jednolity podatek"), że kwota wolna od podatku, zmniejszająca podatek dochodowy, koszty uzyskania przychodu zostaną zlikwidowane, tak jak ulgi podatkowe. Teraz wynik symulacji powinien zamknąć system. Zamiast deficytu powinna pojawić się suma bilansująca, a to oznacza, że wbrew pierwszemu wrażeniu przeciętny podatnik zapłaci z tytułu PIT znacznie więcej niżeli dotychczas (wychodzi na to, że progi będą na znacznie niższym poziomie niżeli dzisiaj, no i nie będzie ulg podatkowych). Poza tym co z kosztami pracodawcy i podatkiem CIT, co z podatkiem VAT, no i co ze świadczeniami emerytalnymi i rentami. A przede wszystkim pozostaje interesujące pytanie, co dalej z samym ZUS-em i NFZ? Propozycja ta jest zbyt zawiła i stwarza ryzyko, a chociażby powstaje kolejne pytanie w jakiej wysokości powinno się opłacić składkę za pracownika. Ostateczny dochód ujawnia się przecież dopiero w zeznaniu podatkowym kilka miesięcy po zakończeniu roku. W takim systemie emerytury będą w większym stopniu zależeć od "widzimisię" polityków. W przedstawionym przez PO rozwiązaniu jest też kolejna niedorzeczność dotycząca najbiedniejszych, którzy do tej pory nie płacili podatku ponieważ obowiązuje kwota wolna od podatku, a po wprowadzeniu tego rozwiązania zapłacą stawkę startową 10 proc. Jeszcze gorsze wiadomości dotyczą bogatszych i przedsiębiorców. Dla pracodawców i pracowników o wynagrodzeniach wyższych niż średnia pensja może się okazać, że do budżetu oddadzą więcej, bo obejmie ich stawka 39,5 proc. Jak widać w tej propozycji jest haczyk i za wiele niedopowiedzeń. Mam nieodparte wrażenie, że ktoś przekroczył granice absurdu. W ogóle biorąc pod uwagę wyłącznie samą zmianę tak jak ją zaprezentowano to należy stwierdzić, że ta propozycja jest tak kuriozalna, że aż szkoda poświęcać na nią więcej czasu. Nie traktowałbym tego w kategoriach analizy merytorycznej, bo do tego potrzeba spójnego programu, a to jest tak naprawdę zbiór enigmatycznych wyborczych haseł. Bez szczegółów i konkretów jest to tylko kolejna bańka mydlana tak jak projekt 3x15, czy obietnica, że nigdy przenigdy nie podniosą podatków... W przedstawionej przez Platformę propozycji, wpłaty do ZUS i NFZ wbrew zapowiedziom nie będą finansowane bezpośrednio z budżetu państwa, a faktycznie z podatków PIT - budżet państwa będzie tylko pośrednikiem. No i wyszło szydło z worka, magia Platformy prysnęła, czar uciekł, a podatki wzrosną. Pewnym jest, że będziemy musieli ponosić ciężary i utrzymywać cały system - w ten, albo inny sposób...
Post scriptum: To, co proponuje Platforma Obywatelska, to tylko kolejna zmiana ordynarnych absurdów, które przez ostatnie 8 lat sama wprowadzała w życie. Propozycje te są tylko próbą wywołania szoku wśród opinii publicznej i z merytoryką mają niewiele wspólnego. Moim zdaniem może to być gwóźdź do trumny PO i tych, którzy uważają się za ekspertów, a w rzeczywistości nie mają pojęcia o czym mówią. Nie łudźmy się, to wyborczy kapiszon i panika wywołana spadającymi sondażami.