"Towar przeceniony nie podlega zwrotowi" przeczytałem dzisiaj w jednym ze sklepów w Elblągu. No cóż, może być to szok dla kilku osób, które uważają, że jestem z kosmosu i nie mam pojęcia o robieniu zakupów. Zapewniam, że również robię zakupy i zaglądam do sklepów, ale wracając do tematu... Sklep, który nie przyjmuje reklamacji towarów objętych przeceną, łamie prawo. Jeśli kupiony przedmiot jest wadliwy lub nie działa, to nie ma znaczenia, czy jego cena była normalna, czy promocyjna - mówi o tym ustawa o prawie konsumenckim. Reklamacja zawsze dotyczy towarów, które nie spełniają funkcji, do których były przeznaczone lub ich jakość odbiega od tej, za którą klient zapłacił.
Wbrew informacjom, które w sklepach rozwieszają sprzedawcy (często nawet markety), reklamować można wszystko, niezależnie od tego, czy był to ostatni egzemplarz i pochodził z ekspozycji, czy był to po prostu towar przeceniony. Na reklamację zazwyczaj klient ma dwa lata od momentu zakupu (oczywiście nie chodzi tutaj o towary spożywcze), więc jeśli coś zepsuje się w tym czasie, sprzedawca nie może uciec od odpowiedzialności. Reklamacja powinna być złożona pisemnie. Awarię zgłosić można jednak tylko w ciągu roku od jej zauważenia. Nie ma zatem mowy, by świadomie kupić zepsuty towar, a reklamację złożyć dopiero po 1,5 roku. Po zmianie przepisów konsument może sam zdecydować, czy żąda od sprzedawcy naprawy, wymiany lub obniżenia ceny towaru (musi również wskazać, o ile cena powinna spaść). Jeśli natomiast wada jest na tyle istotna, że jej usunięcie może być nieopłacalne, klient może zażądać zwrotu pieniędzy. Wbrew obiegowej opinii nie trzeba wcale zachowywać paragonu, choć tak byłoby najprościej. Przepisy mówią bowiem o dowodzie zakupu. A to oznacza, że można przedstawić wyciąg z karty płatniczej lub banku, czy też fakturę. W teorii mogą nawet wystarczyć zeznania świadków, którzy widzieli transakcję. Kolejny mit to konieczność zachowania oryginalnego opakowania. Wcale nie jest ono potrzebne, by złożyć reklamację. ...a, jak postępować w przypadku, gdy cena na półce jest inna niż ta przy kasie. Wtedy sprzedawca ma obowiązek uwzględnić tę pierwszą, która przecież skłoniła klienta do zakupu. Pamiętajcie jednak, że żadne przepisy nie nakładają na sprzedawcę obowiązku przyjęcia towaru, który klientowi się po prostu nie podoba i nie ma żadnych wad ani uszkodzeń. W takiej sytuacji można jedynie liczyć na dobrą wolę sprzedawcy. To tyle na temat prawa konsumentów i moich dzisiejszych zakupów, a kupiłem jedynie coś do lodówki i przeceniony bidon na rower...