Trudno, stało się. Przebudowa ulic pod siedzibą elbląskiej władzy idzie w najlepsze. Po co przebudowuje się ulice niedawno remontowane? Nie wiem. Takie zamieszanie w centrum usprawiedliwia tylko niewątpliwe potrzebna reorganizacja tras tramwajowych w mieście. Ale cała reszta?
Już widać, że nowa jezdnia będzie węższa i bardziej kręta. Ukoronowaniem prac będą oddane do użytku kolejne światła drogowe. Rozumiem, że należy modernizować nasze drogi, ale czy tu nie mamy do czynienia z rozrzutnością i niegospodarnością? Będzie niewiele większy postęp za ogromne pieniądze. Jednak nie to jest najbardziej zastanawiającą kwestią.
Po analizie dwóch miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego można stwierdzić, że rzeczywistość na nich przestawiona jest inna od tej właśnie budowanej.
W planie obszaru „Centrum” (nr 7) nie ma w ogóle ulicy łączącej ulicę Traugutta z Nitschmana. Tam powinna być tylko zieleń parkowa i plac! Nie ma mowy o żadnych, nawet najmniejszych uliczkach.
Inną ciekawostką jest ciąg rowerowy. Plan „Centrum” prowadzi go od ulicy 1 Maja, przez wspomniany plac, do ulicy Traugutta. Mało tego, plan zagospodarowania przestrzennego „Doliny rzeki Kumieli” (nr 27) jest w tej kwestii bardzo konsekwentny (co nie jest w wcale regułą w tego typu elbląskich dokumentach). Prowadzi ją dalej, w poprzek parku, wprost ku Kumieli, tworząc przyszłą trasę dla międzynarodowego szlaku rowerowego R-1.
Ten niegłupio pomyślany plan nie jest obecnie realizowany. Przyznać trzeba, że zgodnie z materiałami prasowymi, będzie droga dla rowerów wzdłuż ul. Grobli Św. Jerzego. Ale tylko do ul. Związku Jaszczurczego, przy której kończyć się będzie ślepo tuż za przejazdem rowerowym. A modernizacja jest, co najmniej do ul. Ks. Ściegiennego. Chyba ktoś do końca nie przemyślał zaproponowanych rozwiązań. A jest ich jeszcze parę...
I tu powstaje pytanie: po co są miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego? Zawsze myślałem, że ich funkcją jest zapanowanie nad przestrzenią, tak, by ta nie zamieniła się w chaos. Do tego dochodzi także funkcja aktywnego zaangażowania społeczeństwa w ich powstawanie. Konsultacje i debaty są tutaj elementami obowiązkowymi. Wprawdzie zawsze można podkładać kłody mieszkańcom pod nogi i przeprowadzać spotkania z nimi w dzień powszedni o godz. 12, ale, jak powiadają, „komu zależy, to i tak przyjdzie”. Naszym obowiązkiem jest patrzenie władzy na ręce. Dlatego niewątpliwie najważniejszym atrybutem takich planów jest brak możliwości działania egzekutywy wbrew tym planom. W końcu nie po to była praca tylu ludzi, by teraz jedna postać mogła całą koncepcję wyrzucić do kosza. A może się jednak mylę?