Elbląg powinien wprowadzić plan kompleksowych robót drogowych.

W Elblągu niewiele jest ulic, które samochód może pokonać bez podskakiwania na dziurach, studzienkach czy wybojach. Czy jesteśmy skazani na jeżdżenie po dziurawych drogach?

Nasze ulice straszą dziurami, ale tuż za zachodnią granicą Polski – w Niemczech czy np. we Francji, drogi są jeśli nie idealne, to dużo lepsze, niż u nas.



Jak wynika z informacji Zarządu Dróg, w Elblągu gruntownego remontu wymaga ponad 200 kilometrów miejskich ulic. Do Urzędu Miejskiego corocznie wpływa kilkadziesiąt wniosków o odszkodowania za auta uszkodzone na dziurawych elbląskich drogach.



Tylko w zeszłym roku na łatanie jezdni ratusz wydał ponad 300 tysięcy złotych. To za mało w stosunku do potrzeb. Samo łatanie też zresztą przynosi tylko krótkotrwałą poprawę.



W Elblągu powinno się radykalnie rozwiązać problem łatania dziur i wprowadzić plan kompleksowych robót drogowych – finansowany z budżetu (lub wspomagany preferencyjnym kredytem) i środków unijnych na kompleksową i porządną przebudowę dróg. W umowie przetargowej powinno się zobowiązać firmę budującą drogę do jej utrzymania w należytym stanie przez okres 20 lat – takie rozwiązanie stosowane jest w Zachodniej Europie.



Ogłasza się przetarg na remont i utrzymanie drogi przez okres 20 lat (np. czas remontu 6 miesięcy oraz 20 lat gwarancji wraz z utrzymaniem i naprawą). Firma, która wygra taki przetarg, musi wyremontować drogę i przez dany czas utrzymać ją w ściśle określonym stanie. Jest to tendencja, w kierunku której świat idzie, bo jest to po prostu najbardziej opłacalne i oszczędne dla miasta.



Być może w Elblągu taki pomysł byłby na razie trudny do realizacji. Wymaga on bowiem zabezpieczeń bankowych czy ubezpieczeniowych, które będą gwarantować, że jeśli firma remontowa upadnie, to ubezpieczyciel przejmie jej zobowiązania. Mogłoby być też tak, że drogowcy żądaliby dużo pieniędzy za remonty, a potem - by uniknąć dalszej odpowiedzialności za to, co zrobili, ich firmy ogłaszałyby upadłość.



Moim zdaniem, Urząd Miasta powinien też precyzyjniej przygotowywać przetargi, aby nie tylko najniższa cena decydowała o wyborze firmy remontowej. W ogłoszeniach o przetargach powinny też być umieszczane warunki dodatkowe, np. wydłużona gwarancja, żądanie lepszych referencji czy zabezpieczeń, które by zmusiły firmy do lepszego przygotowania się do robót i starannego, porządnego ich wykonywania.



Teraz często decyduje najniższa cena, wygrywają firmy bez odpowiedniego przygotowania technicznego i doświadczenia, które maksymalnie oszczędzają i nie dbają o jakość materiałów. Dopóki będzie decydowała cena, nasze drogi będą dalej się sypać. Często jest tak, że ktoś po wykonaniu prac da rok gwarancji i potem ma święty spokój (dla przykładu warto przejechać się: ul. Pocztową, ul. Grunwaldzką, ul. Lotniczą, ul. 12 Lutego, ul. Ogrodową, ul. Skłodowskiej-Curie, ul. Królewiecką, czy po prostu drogami dzielnicowymi które są w większości w opłakanym stanie). Tymczasem to przecież właśnie urzędnicy, którzy opracowują warunki przetargów, mają wpływ na jakość i ostateczny efekt prac.



Dla przeciętnego użytkownika dróg sprawy związane z ich remontami, budową i utrzymaniem oraz z przepisami dotyczącymi przetargów są często zbyt skomplikowane i niejasne. O drogach trzeba jednak rozmawiać, bo to przecież z naszych wspólnych pieniędzy urzędnicy płacą za nieefektywne remonty i kiepską jakość materiałów, z naszych pieniędzy opłacane jest łatanie dziur - i to my sami płacimy za naprawy samochodów.