Dziś nie wiadomo, jak skończy się ukraińska rewolta. Ale już dziś widać na kolejnym przykładzie, tym razem najbliższym i najbardziej nas obchodzącym, że Rosja Władimira Putina chce odzyskać dominację nad ziemiami, które do niej należały. Przez zamianę państw powstałych w wyniku rozpadu ZSRR w państwa satelickie, a jeżeli będzie i taka sytuacja to i przez aneksję. I niestety to jest prawdopodobnie wola znacznej części elit oraz społeczeństwa rosyjskiego. To jest świadectwo żywotności idei i apetytów imperialnych. Taka Rosja, na dodatek rządzona autorytarnie nie jest całkiem bezpiecznym sąsiadem. Dziś walczy o powstrzymanie stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską, patrząc na Unię, jak na wrogi, dybiący na Rosję Zachód, czyli tak samo, jak patrzono za ZSRR.
Po rosyjskiej stronie ten zimnowojenny podział istnieje w dalszym ciągu i właściwie w dalszym ciągu trwa zimna wojna. I trwają coraz bardziej niepokojące zbrojenia, podczas gdy rzekomo wroga Rosji Unia się rozbraja. Jeszcze jakieś 15 lat temu wydawało się, że obie ściany Rzeczpospolitej, wschodnia i zachodnia, pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie muszą budzić jakiegokolwiek niepokoju. Dziś chyba już nie można tak beztrosko powiedzieć. Czy nie pojawi się na Kremlu, po ewentualnym "odzyskaniu" Ukrainy, myśl, że może warto by odbudować i pozycję Rosji jeszcze szerzej? Z tego zasadnego dziś, choć bez wpadania w przesadę, niepokoju wynika wniosek drugi, nasz interes związany z członkostwem w Unii Europejskiej. Kryzys ukraiński już pokazał, jak bardzo nieruchawe jest to skądinąd, „cudowne osiągnięcie Europy” w sytuacjach nadzwyczajnych. Wobec tego, co się dzieje, czy co może się dziać za naszą wschodnią granicą, myślmy o sobie nie tylko, jak o państwie granicznym Unii Europejskiej, ale trochę także jak o państwie frontowym Unii. I z tego wynika wniosek. Słychać często głosy, dlaczego wydajemy setki miliardów złotych na obronę narodową skoro nikt nam nie zagraża. To bardzo krótkowzroczne myślenie. Armii nie tworzy się pod dzisiejsze zagrożenia, a pod przyszłe także ledwo wyobrażalne w danym momencie, lub w ogóle nie wyobrażalne. Nasza tragiczna historia wzięła się w dużym stopniu z zaniedbania, jak mawiali nasi przodkowie, siły zbrojnej narodowej. Wiek XXI to nie jest żaden cudownie odmienny wiek, wszystko co było w XX jest w nim nadal. Także możliwość zawieruch, czasem przychodzących nagle. I trzeba być na to gotowym. Wierzę, choć to nie jest wiara powszechna, że Polska jako członek NATO jest bezpieczna, ale to nie krew sojuszników ma nas bronić w razie konieczności. To w pierwszym rzędzie niestety nasza własna. Byłoby czymś absurdalnym, a nawet haniebnym, myślenie, że możemy zaoszczędzić na wojsku, bo obronią nas Amerykanie. Bądźmy przyjaźni wszystkim naszym sąsiadom, nie wadźmy się z nimi, nie puszmy się na nie wiadomo co, ale miejmy w komórce to i owo na wszelki wypadek. A Ukraińcom życzmy ruszenia na Zachód, do Unii, jako cały kraj. Wszakże na Majdanie nie chodzi o ustąpienie Janukowycza czy umowę stowarzyszeniową z Unią. Protestujący Ukraińcy chcą państwa bez korupcji i zależności od Moskwy, bez Janukowycza. Unia może w tym pomóc, ale musi być bardziej zdecydowana i stanowcza. Niestety w relacjach geopolitycznych do dnia dzisiejszego, tak dyplomacja UE jaki i Polska ponosi sromotne porażki na odcinku Ukraińskim. Pomimo że UE, prezydent i opozycja doszli dzisiaj do kompromisu i zawarli porozumienie, to jednak Majdan nie wszystko akceptuje i nadal wymaga ustąpienia Janukowycza. Jeszcze w grudniu, styczniu, nim polała się krew, porozumienie w kształcie obecnym było by zaakceptowane. Ale po tym co wydarzyło się w styczniu, gdy zginęli pierwsi protestujący, a szczególnie po rozlewie krwi w ostatnich dni Majdan nie chce rozmawiać z Janukowyczem. To już nie jest dla niego partner do rozmów. A Majdan ma siłę, teraz to on dyktuje warunki opozycji, nie na odwrót. Z protestów, początkowo sprzeciwiających się zerwaniu przez prezydenta Janukowycza rozmów stowarzyszeniowych z Unią Europejską, z Majdanu wyrasta powoli ogólnoukraiński ruch społeczny. W chwili obecnej, nie chodzi już o stowarzyszenie z UE, ale o samodzielne, sprawnie działające, demokratyczne państwo, które chce być subregionalnym mocarstwem. O gruntowne reformy praktycznie wszystkich obszarów jego funkcjonowania, począwszy od reformy wymiaru sprawiedliwości, milicji, armii po niezależność gospodarczą. O ukrócenie wszechobecnej i paraliżującej Ukrainę korupcji. Jej skala jest dla nas Polaków nie do wyobrażenia. Część sił tworzących Majdan to nacjonaliści, z poszczególnych organizacji prawicowych, które stanowią Prawy Sektor, ale nie tylko. Do Prawego Sektora dołączają również, osoby które nie były związane z żadną partią lub organizacją prawicową, ale to mniejsza część Majdanu. Jak wszyscy nacjonaliści chcą oni państwa narodowego, praw dla Ukraińców, wzmocnienia ukraińskiej kultury, głównie w opozycji do coraz mocniejszych wpływów zewnętrznych. Ogromne niezadowolenie wywołało też zachowanie unijnych dyplomatów w ostatnich dniach. Najpierw poinformowano, że z misją wypracowania porozumienia między prezydentem a opozycją do Kijowa jadą ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i Polski. Chwilę później, że Angela Merkel rozmawiała w tej sprawie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Dla Ukraińców to wyraźny sygnał, że Unia jest ostrożna, że musi uzgadniać swoje decyzje z Moskwą. Udział przedstawiciela Kremla w rozmowach na temat porozumienia na to wskazuje. Janukowyczowi teraz chodzi już tylko o uratowanie własnej skóry, nie walczy o Ukrainę, ale o swoją rodzinę, swój majątek. Przegrał i zastanawia się, czy w najlepszym wypadku skończy jak Julia Tymoszenko, czy też, jak Muamar Kadafi. Ostatnie wydarzenia, bezprecedensowa próba zdławienia protestów siłą, negocjacje z dyplomacją UE i rozmowy z Rosją pokazują, że jego niesamodzielność jest wynikiem nie tylko zależności od Moskwy. W rzeczywistości Janukowycz nie panuje w żaden sposób nad sytuacją i nie do końca zdaje sobie sprawię z powagi sytuacji w której znalazła się Ukraina. Unia musi być w sprawie Ukrainy zdecydowanie bardziej stanowcza. Szczególnie w kontaktach z Rosją. Bo to, czego Ukraina potrzebuje by stać się normalnym, demokratycznym krajem, to wyrwanie się spod wpływów Rosji i stowarzyszenie z UE. Oczywiście, że nie można o przyszłości Ukrainy rozmawiać z pominięciem Moskwy, ale jej udział i wpływ na sytuację nie może być taki jak dotychczas. Ale do tego żeby oderwać się od Rosji i przeprowadzić niezbędne reformy, a do tego wciągnąć ją do stowarzyszenia z Unią, Ukraina potrzebuje, szczególnie na początku, pieniędzy. Obecnie Ukraina jest na krawędzi bankructwa, więc potrzebny byłby swego rodzaju unijny Plan Marschala dla Ukrainy. Różne są sposoby pomocy. Ukraina jest państwem z potencjałem, urodzajną ziemią, surowcami naturalnymi. Dziś to wszystko jest niewykorzystywane w pełni, potrzeba dużych nakładów finansowych żeby to zmienić. Unia może pomóc nie tylko pieniędzmi ale też doświadczeniem wspólnoty i dobrymi praktykami - to też byłaby dobra pomoc dla Ukrainy ale przede wszystkim wyrwanie jej ze szponów Moskwy i tym samym zwiększenie strefy bezpieczeństwa dla Polski.
Post użytkownika Kowszyński Paweł.